czwartek, 11 grudnia 2014

Czytanie jest ... pyszne !!!

              
            Co wspólnego ma czytanie z jedzeniem? No chyba tylko to, że podczas jedzenia, choć nie powinniśmy, często sięgamy po książkę lub czasopismo. Uczniowie klas: II a (Julia Pawlak, Patryk Suszek i Małgorzata Surtel) i III b (Monika Bąk, Małgosia Czajka) udowodnili, że czytanie jest inspiracją do ... gotowania i jedzenia zarazem. Jak to zrobili? 
        Wiemy nie od dziś, że kuchnia zajmuje w literaturze ważne miejsce. Opisy uczt, wykwintnych lub zwykłych potraw, a nawet przepisy kulinarne zajmują dużo miejsca w książkach. Czasami aż ślinka leci ... Nasi gimnazjaliści postanowili wyśledzić ten kulinarno-biesiadny wątek i przyrządzić jakieś "małe co nieco", wywodzące się z literatury pięknej.  Pomogły im w tym pani Iwona Kozak, nauczyciel j.polskiego i pani Ewa Osoba, nauczyciel bibliotekarz. Uczniowie biorą udział w II edycji gry czytelniczej "Między nami czytelnikami" zorganizowanym przez Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe. Gra ma na celu aktywizowanie czytelnictwa uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych i polega na wykonaniu zadań związanych z książkami i czytaniem. Pierwsze zadanie polegało na przygotowaniu przepisu kulinarnego i przyrządzeniu dania w oparciu o znany opis literacki.
              Oto wyniki pracy pary uczennic z kl.IIIb:

 Gorące słodkości na zimne dni
            Wszyscy kochają słodkie desery, dlatego sięgnęliśmy po przepis pierniczków do ukochanej z dzieciństwa lektury Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren  oraz poznanej już w gimnazjum książki Czekolada z chili Joanny Jagiełło. Spotkaliśmy się w samo południe w jedną z chłodnych listopadowych niedziel. Na początku sprawdziliśmy, czy mamy wszystkie potrzebne produkty i uzupełniliśmy ewentualne braki. Po przeanalizowaniu przepisów przystąpiliśmy do wspaniałej zabawy.
            Pierwszym krokiem było roztopienie 25 dag miodu, 10 dag cukru i szczypty soli w rondlu. Do rondla dodajemy także jeszcze łyżkę oleju jadalnego i dwie łyżki przegotowanej zimnej wody. Gdy cukier się rozpuścił i była jednolita konsystencja przelaliśmy masę do miski, aby szybciej wystygła. Po kilku minutach zauważyliśmy, że w misce oddzieliły się dwie warstwy, ponieważ miód opadł na dno. Na początku przestraszyliśmy się, ale po chwili zastanowienia zrozumieliśmy, czemu się tak stało. Do ostygniętej masy zaczęliśmy dodawać kolejno: dwa żółtka, jedno białko, troszkę otartej skórki z cytryny, posiekaną drobno skórkę z pomarańczy zasmażoną w cukrze, czubatą szklankę mąki, torebkę przyprawy korzennej i paczuszkę proszku do pieczenia. Niektóre produkty nas zaskoczyły, a raczej ich ilość, np. szklanka mąki czy paczuszka proszku do pieczenia. W przepisie kazano nam wymieszać to rękoma w misce, a następnie przełożyć na stolnicę posypana mąką. Przełożyliśmy zgodnie z poleceniami. Do tej pory szło jak z płatka, ale po chwili zaczęły się schody. Monika, wyrabiając ciasto, ,,gubiła'' je. Gdyby koleżanka kontynuowała czynność, to nic by nie zostało z ciasta. W rozwiązaniu tego problemu pomogła mama Moniki, która kazała dosypywać mąki, dopóki ciasto zrobi się plastyczne, a nie rzadkie. Gdy masa nadawała się do wycinania ciastek, otworzyliśmy ,,produkcję pierników z Bullerbyn''. Pierniczki zajęły nam trzy blaszki, które jedna za drugą wkładaliśmy na dwadzieścia minut do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika. Potem, gdy pierniczki już sobie spokojnie leżały i stygły, my przystąpiliśmy do robienia lukru, aby udekorować wypieki. 
            Następnie przygotowaliśmy napój na podstawie książki Czekolada z chili. Ten prosty przepis pozwala na pobudzenie, rozweselenie i rozgrzanie w największy mróz. Najpierw podgrzewaliśmy na małym ogniu szklankę mleka, pięć łyżek śmietany kremówki, łyżkę cukru pudru, 1/3 łyżeczki cynamonu i najważniejsze: kawałek papryczki  chili lub 1/3 łyżeczki chili w proszku. Podczas gdy jedna z osób nie dopuszczała do zagotowania składników, druga siekała tabliczkę czekolady, którą następnie dodała do rondelka. Z niecierpliwością czekaliśmy aż wszystko się rozpuści. Czekolada była już prawie gotowa. Zostało przelać napój do naszych ulubionych kubków. W końcu po wyczerpującym dniu w miłym klasowym towarzystwie mogliśmy usiąść i wypić czekoladę z nutką chili, rozkoszując się smakiem lukrowanych pierniczków. Czego chcieć więcej? :)



A teraz efekty pracy grupy uczniów z kl.IIa:

Szlachecka kolacja


            Inspiracją do stworzenia wykwintnych dań była kolacja opisana w powieści Stefana Żeromskiego Przedwiośnie
            10 listopada 2014 r. spotkaliśmy się, aby poprzypalać garnki. Przygotowawszy składniki, zaczęliśmy komponowanie dań. Na szlacheckim stole nie mogło zabraknąć pożywnego rosołu. Jak każe tradycja, ugotowaliśmy go na wiejskiej kurze z dodatkiem kawałka wołowiny, marchewki, pietruszki, selera. Doprawiliśmy solą, pieprzem, liściem laurowym, zielem angielskim. Gdy królewska zupa się gotowała, zajęliśmy się daniem głównym. Po upolowaniu w lodówce zwierzyny, czyli uprzednio zamarynowanego 1 kg jagnięciny, umieściliśmy ją na 90  min w piecu opalanym prądem.
            Pół butelki wytrawnego czerwonego nektaru bogów wlaliśmy do emaliowanego kotła. Zaczekaliśmy aż wino odparuje, następnie dodaliśmy aromatyczną laskę cynamonu, gwiazdkę anyżu, gałązkę rozmarynu, skórkę pomarańczy i rozstrzelane ziele angielskie. Po piętnastu minutach zarzuciliśmy wędkę i wszystko wyłowiliśmy. Później dodaliśmy trzy garście suszonej żurawiny. Gotowaliśmy to jeszcze przez pewien czas i wszystko starannie zmiksowaliśmy. Tak powstał sos do mięsa.
            Warzywa takie jak: dynia, marchew, pietruszka, seler poszatkowaliśmy kieszonkową siekierą, a następnie smażyliśmy to na maśle. Niestety zapomnieliśmy pomieszać, a mieszanka za bardzo przywiązała się do garnka. Po długiej i wyczerpującej reanimacji wszystko zmieliliśmy i dodaliśmy szklankę śmietanki 32%, po czym wszystko wymieszaliśmy stuletnią łyżką czarownicy. Dodaliśmy szczyptę zmielonej skóry żaby i powstał przepyszny krem dyniowy. Jako warzywko do dania głównego podaliśmy usmażoną na maśle marchewkę.
Danie główne - jagnięcinę podaliśmy więc z pachnącym sosem i kremem dyniowym oraz słodką marchewką.
           Na szlacheckim stole nie mogło zabraknąć deseru. Naszemu daleko było co prawda do okazałości  ciast serwowanych na dworze w Nawłoci, ale smakiem dorównywał temu szlacheckiemu. Pierniki inspirowane lekturą Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren przeniosły nas bowiem do słodkich, beztroskich czasów dzieciństwa. Zmieszaliśmy miód z orzechami laskowymi cukrem kakao oraz cukrem. Do tego dodaliśmy szklankę mąki, proszek do pieczenia, 2 jajka. Z gotowej masy powycinaliśmy ciasteczka, które piekliśmy 20 minut w piekarniku.
            Nasze kulinarne zmagania pochwaliła mama Patryka, która udostępniła nam kuchnię i dzielnie doprowadziła ją do porządku, ale dania jej smakowały. Kulinarne spotkanie klasowe na długo pozostanie nam w pamięci, gdyż dostarczyło niezapomnianych wrażeń nie tylko smakowych, bo zaangażowało także zmysły wzroku, węchu...





         Wszystkim, którzy chcieliby spróbować poczytać i pogotować polecamy:  http://www.edulandia.pl/lektury/0,102500.html#





  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz